Pierwszy z hrabiów Gaszyn
15 października 2021Z rodem von Gaschin, jednym z najbogatszych na Śląsku i władającym majoratem cerekwicko-żyrowskim wiąże się wiele legend. Poszczególni przedstawiciele tego rodu dawali jednak ku temu powody. Hulacy i budowniczowie, wielcy patrioci i wizjonerzy, urzędnicy i bogacze. Jedną z legend związanych z nimi jest ta o rodowodzie ich nazwiska.
Historia rozpoczęła się w średniowieczy, w czasie, gdy pomiędzy Polakami a Czechami trwały zażarte walki. Po zwycięstwie polskiej strony, Czesi zmuszeni zostali do odwrotu, a wielu musiało salwować się ucieczką lub ukrywać się. Tak tez uczynił jeden z książąt. Podczas ucieczki przez las przed goniącymi go rycerzami, pachołkami oraz psami gończymi, napotkał pracującego tam węglarza, który właśnie umieszczał polana w mielerzu. Widząc zziębniętego i zmęczonego księcia, którego oczy w panice poszukiwały ścigających go prześladowców, młody wypalacz węgla drzewnego postanowił pomóc mu i ukryć się w drugim, ale jeszcze niedokończonym mielerzu, wznoszonym przez kilku parobków. W momencie, kiedy książę wszedł do środka, węglarz natychmiast zaczął przysypywać wszystko ziemią. W końcu na polankę w środku lasu przybyli konni. Dowodził nimi polski rycerz o sumiastych wąsach. Omiótł wzrokiem okolice i ze zmarszczonym czołem spojrzał na idącego ku niemu węglarzowi. Młody mistrz nie uląkł się jednak wielkich koni, groźnych min oraz mieczy i stanowczo zaprzeczył, jakoby widział jakiegoś uciekiniera, po czym najspokojniej na świecie odszedł, zbliżył się do mielerza, w którym ukrywał się książę i go podpalił. Polski rycerz kazał przeszukać okoliczne zabudowania, a gdy jego wojowie wrócili z niczym rozkazał ruszyć w dalszą drogę. Węglarz odetchnął w duchu i dziękował Bogu za to, że Polak nie spojrzał w oczy pachołów, które przepełnione lekiem obserwowały dym uchodzący z tlącego się mielerza. W momencie gdy żołdacy na czele ze swoim kapitanem znikli w leśnej gęstwinie, węglarz ruszył z okrzykiem: Gasić! Gasić!, a w sukurs poszli jego dwaj pachołcy. Z domostwa wybiegła także jego zona i dwie córki, które ciężkiej pracy się bojąc, chwyciły drewniane wiadra i wspólnymi siłami ogień ugaszono. Czeski książę wyszedł z opresji bez szwanku, jedynie jego bujna grzywa na głowie została nieco osmalona. W podzięce za uratowanie życia, odznaczył po latach dzielnego węglarza tytułem szlacheckim. Długo zastanawiano się, jaki przydomek rodowy ma przyjąć ten skromny mężczyzna, trzeba bowiem pamiętać, że w tamtych czasach używano jeno imion. W końcu na pomysł wpadł sam książę, któremu przypomniał się okrzyk, który usłyszał będąc zamkniętym, w ciemnym wnętrzu mielerza, gdy coraz gęstszy dym zaczął go spowijać. Przypomniał sobie dwa słowa, który oznaczały nadzieję: Gasić! Gasić! i postanowił nadać węglarzowi nazwisko Gasiński. W kolejnych latach przekształciło się ono na niemiecko brzmiące: Gaschin.